Strony

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 5

   Spojrzała mu w oczy i prawie natychmiast tego pożałowała. Opuściła wzrok czując, że się rumieni.
   -Uhm... - Nie miała pojęcia co powiedzieć. - Hej?
   Poczuła jego ramię obejmujące ją w talii.
   -Hej, ślicznotko. - Jej pierwszą reakcją był uśmiech, zaraz jednak przypomniała sobie, kim on prawdopodobnie jest. Odsunęła się szybko.
   Jace podniósł brwi, zdziwiony.
   -Coś się stało? - Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek.
   Prychnęła, jednocześnie zażenowana i zła. Jak on mógł sobie z nią tak pogrywać?!
   Splotła ręce na piersi i spojrzała na niego z byka.
   -Możesz przestać udawać?
   Z jego twarzy zniknął uśmiech.
   -Niby co udawać?
   Przewróciła oczami.
   -Masz zamiar bawić się moimi uczuciami? Rozkochać w sobie i zostawić? A może masz jakiś chory plan, co?! Przyznaj się! Po co byłeś dla mnie miły skoro wiesz kim jestem, Herondale?!
   -Skąd...?
   -Skąd wiem? SKĄD JA TO WIEM?! - Nie wytrzymała. Podeszła do niego i popchnęła, a zaskoczony Jace uniósł ręce w obronnym geście. - Mój przyjaciel jest twoim parabatai! Idioto, gdy mój ojciec się o tym dowie, nie pozwoli mi się więcej z nim widywać! Tego właśnie chcesz?! Pozbawić mnie wszystkich, na których mi zależy?!
   -Clary, wysłuchaj mnie... - Złapał ją za nadgarstki.
   -Nie mów do mnie Clary. - Wyrwała ręce z jego uścisku. - W ogóle do mnie nie mów. Nie znamy się. A jeśli kiedykolwiek się do mnie zbliżysz - spojrzała mu w oczy z zaciętością - popamiętasz mnie. Zrozumiesz, że żadnej osoby z mojego rodu, tym bardziej mnie - jad w jej głosie był niemal namacalny - się nie wykorzystuje ani nie próbuje oszukać. Jestem groźniejsza niż ci się wydaje. - Po tych słowach odwróciła się gwałtownie, uniosła dumnie głowę i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, znikając w tłumie.

***

   Niemal trzęsła się ze złości. Jak on... Jak...?! Jak mógł?! Słodka nie znaczy niegroźna, a ona chętnie mu to udowodni następnym razem.
   Poczuła czyjąś dłoń, chwytającą ją za ramię. Spojrzała na osobę przez ramię z niecierpliwością i złością. Nie miała teraz najmniejszej ochoty by z kimś rozmawiać.
   Za nią stała Isabelle z niepewnym wyrazem twarzy.
   -Clary? Coś się stało?
   Ruda westchnęła głośno.
   -Nic się nie stało. Po prostu spotkałam parabatai Aleca.
   Isabelle zmarszczyła brwi.
   -Czy on...
   -Błagam, nie mów nikomu - w głosie Clary wyraźnie dało się słyszeć obawę. - Jeśli tata się dowie, mam zapewniony szlaban do końca życia.
   -Okay - zgodziła się po chwili brunetka. - Pod warunkiem, że potem opowiesz mi co zaszło.
   Morgenstern zacisnęła usta w wąską kreskę i rozejrzała się wokół. Przez chwilę wydawało jej się, że w tłumie błysnęła złota czupryna, zaraz jednak skarciła się za tę myśl. To Herondale. Wróg. Nie istnieje dla nich wspólna przyszłość. Poza tym, z pewnością nie był dla niej miły bez powodu. I taił przed nią swoje nazwisko. Coś na pewno było na rzeczy.
   Przeniosła wzrok z powrotem na przyjaciółkę z postanowieniem zapomnienia o chłopaku.
   -Nie ma sprawy.