piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 7

   Chłopak podniósł się z ziemi, patrząc na Clary zagubionymi, szarozielonymi oczami.
   -Ehm, przepraszam... Pomyliłem cię z moją siostrą... - Przesunął ręką bo brązowych włosach i westchnął. W jego głosie było słychać wyraźny francuski akcent.
   -Ja też się pomyliłam. - Posłała mu krzywy uśmiech. - Myślałam, że jesteś kimś innym. - Wyciągnęła do niego rękę. - Clary.
   Uścisnął ją ostrożnie z udawanym strachem, że ona znów mu coś zrobi.
   -Pierre. - Na jego twarzy rozlał się ciepły uśmiech. - Miło mi poznać.

***

   -Więc, Pierre... Jak jest we Francji? - zapytała go pół godziny później. Po zakończeniu pokazu wszyscy zostali świętować, ale on zaproponował jej spacer. Szczerze mówiąc, dobrze się czuła, mogąc odpocząć od tłumu.
   -Cudownie. Paryż jest piękny, w Instytucie mamy naprawdę cudownych ludzi. W okolicy jest kilka nocnych klubów, więc raczej nie narzekamy na nudę. Gdybym mógł, pokazałbym ci wierzę Eiffla. To genialny widok, szczególnie w nocy. A jak to jest, mieszkając na co dzień w Idrysie?
   -Och! - Zastanawiała się chwilę. - Fajnie jest być w otoczeniu tylu Nocnych Łowców.
   -Czym zastępujecie polowania? Tu przecież nie ma demonów.
   -To jest minus mieszkania tu. Oczywiście ogromnie dużo trenujemy, przykładamy do tego wielką wagę. Ale wiesz, nic nie zastąpi prawdziwej walki, więc od czasu do czasu wychodzimy poza granice. Idziemy do pubów...
   Wydawał się być naprawdę zainteresowany jej życiem.
   -A twoja rodzina, Clary? Masz rodzeństwo?
   -Mam starszego brata, Jonathana. Jestem z nim naprawdę blisko.
   -Miło to słyszeć. Ja mam młodszą siostrę. Ma na imię Angele, to piętnastolatka. Jeszcze raz przepraszam, że cię objąłem, ale w półmroku naprawdę wyglądałyście podobnie. - Wsunął ręce w kieszenie.
   -Myślałam, że omówiłyśmy tą kwestię. Każdemu zdarzają się pomyłki, nie ma potrzeby do tego wracać. Porozmawiajmy o czymś innym - powiedziała, jednocześnie uwalniając rude loki z wysokiego kucyka. Kilka kosmyków opadło jej na oczy, a ona odgarnęła je zniecierpliwionym ruchem. Potrząsnęła głową, dając im się naturalnie ułożyć i zobaczyła, że Pierre przygląda się jej dyskretnie.
   Roześmiała się głośno. Spojrzał na nią zdezorientowany.
   -Co? - spytała.
   Spojrzał na nią spod rzęs.
   -Nic. Po prostu jesteś piękna.
   Trąciła go w bok z wesołym parsknięciem. Oddał jej natychmiast, a ona wzniosła oczy do nieba.
   -Słodzisz.
   -Jeszcze nie zacząłem słodzić.
   Przez chwilę trwała niezręczna cisza. Clary postanowiła przejść do bardziej neutralnego tematu.
   -Do kiedy tu jesteś?
   -Nie wiem. Początkowo miałem mieć dwa dni po święcie, by odwiedzić rodzinę i znajomych, a potem wrócić do Francji. Ale teraz chyba będę miał powód, by zostać dłużej.
   To miał być neutralny temat, pomyślała. Nie wypaliło.
   -Wydaje mi się, że muszę wracać. Jonathan i moi przyjaciele będą się martwić.
   Na chwilę posmutniał, ale zaraz jego twarz znowu rozświetlił uśmiech.
   -Masz jutro czas? Moglibyśmy się spotkać.
   Przystanęli.
   -Ehm... Jasne, w sumie czemu nie. - Polubiła go i widziała, że on polubił ją. Cieszyła się, że go poznała. - Jutro o piętnastej na Placu Anioła?
   Ujął jej dłonie w swoje i odparł:
   -Oczywiście. Będę czekał.
   Uśmiechnęła się.
   -Wracasz świętować?
   -Nie, idę do cioci. Jestem troszkę zmęczony. - Nagle nachylił się i pocałował delikatnie zaskoczoną dziewczynę w policzek. - Do zobaczenia, Clary.
   Puścił jej dłonie i oddalił się niespiesznym krokiem. Patrząc za nim, powoli dotknęła policzka, na którym wciąż czuła jego usta.
    -Pa, Pierre - wyszeptała.