Clary wracała od Amatis zatopiona w myślach. Nawet nie zauważyła momentu, w którym doszła do domu. Praktycznie nieświadomie odwiesiła kurtkę na wieszak i skierowała swoje kroki do salonu. Tam rzuciła się na kanapę, dopiero zauważając swojego brata i ogień w kominku.
-Hej, młoda - Jonathan przysunął się do niej i objął ją wokół szyi ramieniem w braterskim uścisku.
-Och - wymamrotała i zamrugała, patrząc na niego nieprzytomnie. - Hej.
Roześmiał się cicho i potrząsnął białą czupryną, a ona oparła się wygodnie o jego klatkę piersiową, wtulając się w nią i słuchając jego spokojnego bicia serca.
-Jesteś jakaś nieobecna - powiedział cicho we włosy siostry. - Ktoś zawrócił ci w głowie, przyznaj się.
-Ja... -Miała zamiar się jakoś wykręcić, nie miała jednak żadnego pomysłu. Jęknęła. - Może...
-No, nareszcie. Znaczy się, tak na poważnie. Wiesz, nie przepadam za słuchaniem rzeczy typu "Patrz, jaki przystojniak", zawsze gdy wychodzimy razem na miasto. A po kilku dniach odkąd się poznacie stwierdzasz, że jednak nie jest dla ciebie. I rozstajecie się, lub zostajecie przyjaciółmi, o ile nie doszło jeszcze do bycia parą. Wiesz - parsknął śmiechem - to dość męczące.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-Więc? Kim jest ten szczęśliwiec?
-Nie znam jego nazwiska, ale wydaje mi się, że jest...
Zanim skończyła wypowiedź, do salonu tanecznym krokiem weszła ich matka.
-Clary, kochanie! - wykrzyknęła. Chodź spróbować szarlotki!
Jonathanowi zaświeciły się oczy. Tak, on też ją uwielbiał.
-Zrobiłaś szarlotkę? - spytał z wyrzutem. -I nic mi nie powiedziałaś?!
Odpowiedziało my wzruszenie ramion i cichy śmiech Clary.
-Zjadłbyś całą, nim zdążyła by jej spróbować twoja siostra. A teraz chodźcie.
Kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kuchni, a oni spojrzeli na siebie ze śmiechem w oczach, po czym jednocześnie poderwali się z kanapy, rzucając pędem za matką.
Cóż, rozmowa mogła poczekać.
-Hej, młoda - Jonathan przysunął się do niej i objął ją wokół szyi ramieniem w braterskim uścisku.
-Och - wymamrotała i zamrugała, patrząc na niego nieprzytomnie. - Hej.
Roześmiał się cicho i potrząsnął białą czupryną, a ona oparła się wygodnie o jego klatkę piersiową, wtulając się w nią i słuchając jego spokojnego bicia serca.
-Jesteś jakaś nieobecna - powiedział cicho we włosy siostry. - Ktoś zawrócił ci w głowie, przyznaj się.
-Ja... -Miała zamiar się jakoś wykręcić, nie miała jednak żadnego pomysłu. Jęknęła. - Może...
-No, nareszcie. Znaczy się, tak na poważnie. Wiesz, nie przepadam za słuchaniem rzeczy typu "Patrz, jaki przystojniak", zawsze gdy wychodzimy razem na miasto. A po kilku dniach odkąd się poznacie stwierdzasz, że jednak nie jest dla ciebie. I rozstajecie się, lub zostajecie przyjaciółmi, o ile nie doszło jeszcze do bycia parą. Wiesz - parsknął śmiechem - to dość męczące.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-Więc? Kim jest ten szczęśliwiec?
-Nie znam jego nazwiska, ale wydaje mi się, że jest...
Zanim skończyła wypowiedź, do salonu tanecznym krokiem weszła ich matka.
-Clary, kochanie! - wykrzyknęła. Chodź spróbować szarlotki!
Jonathanowi zaświeciły się oczy. Tak, on też ją uwielbiał.
-Zrobiłaś szarlotkę? - spytał z wyrzutem. -I nic mi nie powiedziałaś?!
Odpowiedziało my wzruszenie ramion i cichy śmiech Clary.
-Zjadłbyś całą, nim zdążyła by jej spróbować twoja siostra. A teraz chodźcie.
Kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kuchni, a oni spojrzeli na siebie ze śmiechem w oczach, po czym jednocześnie poderwali się z kanapy, rzucając pędem za matką.
Cóż, rozmowa mogła poczekać.
***
Obudziła się ze świadomością jednej rzeczy: dziś Święto Jonathana Nocnego Łowcy! (Święto jest wymyślone przeze mnie - dop. aut.) Co oznaczało, że na ulicach Alicante będzie pełno straganów z najróżniejszą bronią i specjałami z innych krajów, różnymi egzotycznymi potrawami. Na to święto do Idrysu przybywali Nefilim ze wszystkich stron świata, by razem świętować wielki dzień, w którym Anioł stworzył z Jonathana Nocnego Łowcę.
Szybko ubrała miętową sukienkę i czarne szpilki. Schodząc po schodach zakładała w międzyczasie kolczyki, a potem niespodziewanie wpadła na brata.
-Jonathan! Właśnie miałam po ciebie iść! - wykrzyknęła, uśmiechając się.
-A ja miałem iść zapytać, czy już się wyszykowałaś - odwzajemnił uśmiech i teatralnym gestem podał siostrze ramię. Roześmiała się wdzięcznie i przyjęła je, po czym wyszli z domu.
-Rodzice z nami nie idą?
-Mama mówiła, że przyjdą później - odparł.
Skierowali się na miasto i już po chwili otoczył ich gwar i tłum ludzi.
-No - Clary pokiwała z uznaniem głową. - Jia postarała się w tym roku. Jest świetnie.
Po bokach stały rzędy straganów, nad głowami wisiały pięknie przyozdobione transparenty. W parku przed Salą Anioła została wybudowana scena, a na niej grał znany zespół. Pachniało jakimiś egzotycznymi kwiatami. Wokół nich tłoczyli się ludzie każdej narodowości. Wszystko razem dawało naprawdę niesamowity efekt.
Pokrążyli może z godzinę. Clary kupiła sobie przepiękny sztylet z krwisto czerwoną rękojeścią. Na prośbę dziewczyny życzliwy sprzedawca wygrawerował na boku ostrza jej inicjały: C.A.M.
Spacerowała razem z bratem, rozmawiając. W pewnym momencie Jonathan zauważył swojego dobrego znajomego, który kilka lat temu wyprowadził się do Włoch. Uzgodnił więc z Clary że pójdzie z nim porozmawiać, a potem jakoś się znajdą.
Po kilku minutach jej uwagę przyciągnął jakiś błysk. Gdy spojrzała w tamtą stronę zauważyło stoisko z biżuterią. Ciekawa co tam może znaleźć podeszła, by przyjrzeć się towarowi.
Zauroczył ją cudowny, złoty wisiorek z serduszkiem. Kupiła go natychmiast, a potem zaczęła męczyć się z zapięciem.
Po jakiejś minucie poczuła na swoim karku ciepłe palce, delikatnie przejmujące od niej łańcuszek i zręcznie go zapinające. Odwróciła się z uśmiechem by podziękować, a wtedy...
...wtedy zobaczyła jego.