Przepraszam was ogromnie, że tak długo musieliście czekać! Mam nadzieję, że się podoba.
W. ;*
-Więc w skrócie: podoba ci się chłopak, który jest twoim największym wrogiem, ale jest równocześnie parabatai twojego przyjaciela i choć bardzo byś chciała żeby coś z tego wyszło, facet dostał od ciebie kosza. Tak?
Clary przełknęła ślinę, patrząc na przyjaciółkę.
-Uhm... Mniej więcej.
-Dziewczyno, z tobą chyba naprawdę jest coś nie tak! - słowa wydostające się z ust Isabelle były żartem, co do tego upewniał uśmiech na jej twarzy.
-Wiesz - powiedziała powoli Morgenstern. - Jeśli ojciec by się dowiedział, dostałby bzika. Równie dobrze mogłabym nie wracać do domu - roześmiała się trochę nerwowo.
-Wiesz - brunetka przekornie zaczęła naśladować ton przyjaciółki i chwyciła ją pod ramię. - Mogłabyś się zatrzymać u nas. Jestem pewna, że mama nie byłaby zła.
-Do takiej sytuacji nie dojdzie - odparła Clary i wzniosła oczy do ciemniejącego nieba. Czas wykopać go z mojego życia. Nie, żeby był w nim długo - zaprzeczyła gwałtownie sama sobie - ale jest go dość. Nie znam go, on nie zna mnie. Tak jak mu mówiłam. - Wzięła głęboki oddech, zaciskając pięści, po czym wypuściła powoli powietrze z płuc, znów rozpościerając palce. - Żaden Herondale nigdy nie pojawił się w moim życiu.
***
Około północy nad Placem Anioła rozległy się wystrzały i okrzyki zachwyconych Nefilim. Clary z nikłym uśmiechem obserwowała snopy światła, raz po raz wybuchające na niebie w niezwykłych kształtach. W jej oczach błyszczały raz po raz kształty walczących Nocnych Łowców, bali rodem z dziewiętnastego wieku czy innych rzeczy, cudownie i niezwykle realistycznie poruszających się na ciemnym niebie. Na scenie stał Wielki Czarownik Brooklynu. Z tego co słyszała, nazywał się Magnus Bane i był bardzo ekstrawagancki. Patrząc na niego, nie mogła się nie zgodzić.
Mężczyzna miał na oko dwadzieścia lat chociaż wiedziała, że to tylko pozory. W rzeczywistości pamiętał zapewne co się działo co najmniej kilkaset lat wcześniej. Miał brązową, azjatycką cerę i ciemne włosy, obecnie nastroszone, w których widniały turkusowe pasemka. Błyszczał na nich brokat. Na twarzy mężczyzny wyraźnie widoczne były złoto-zielone oczy z pionowymi źrenicami, obwiedzione konturówką i podkreślone ciemnym cieniem. Był bardzo wysoki i szczupły.
Najbardziej jednak rzucał się w oczy jego strój. Niby zwykły, czarny płaszcz ie zwróciłby jego uwagi. Ale tęczowych spodni nikt nie dawał rady przeoczyć. Szczególnie, jeśli ich właściciel cały czas strzelał z dłoni iskrami.
Myślała o tym, co teraz będzie. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że poznała Herondale'a. Nie mogła...
Ktoś objął ją nagle w pasie. Wiedziona instynktem, natychmiast walnęła go łokciem w brzuch. Usłyszała głuchy łomot. Pewna, że to Jace, wrzasnęła odwracając się:
-Co ty sobie wyobrażasz?! Coś ci mówiłam! Chcesz mieć prawdziwe kłopoty?! - Dopiero po tych słowach spojrzała na osobę i zamarła, widząc ją. Na ziemi siedział znieruchomiały chłopak z jedną ręką przyciśniętą do brzucha i patrzący na nią w oszołomieniu. Mimo słabego światła widziała wyraźnie, że jest przystojny.
Po chwili usłyszała jego głos.
-Sorry, my się znamy?